Dziwne i mniej dziwne święta saragossańskie i nie tylko

Decydując się na pobyt w tym, a nie innym terminie, nieświadomie trafiłam na czas obfitujący w święta, których nie zapamiętałam z mojego wolontariatu. I tak, piątego marca była tak zwana Cincomarzada, upamiętniająca zwycięstwo lokalnej ludności w udaremnieniu próby podbicia miasta przez karlistów, czyli zwolenników Karola Burbona, niechętnym Izabeli II Hiszpańskiej, która ostatecznie została królową. Wydarzenia tak kluczowe dla Saragossy miały miejsce właśnie 5 marca 1838 roku. Dziś upamiętnia się je dniem wolnym od pracy (ale tylko dla mieszkańców prowincji!) oraz przepyszną pokaźną piąteczką z miękkiego ciasta, przekładaną kremową masą śmietanową – cinco de nata.

 

Tego dnia udało mi się wziąć udział w jeden z wielu wycieczek, które organizuje gozARTE (http://gozarte.net/). Bardzo żałuje, że nie wiedziałam o ich istnieniu, gdy mieszkałam w Saragossie. Organizują fantastyczne wyprawy krajoznawcze, zwiedzanie mniej znanych zakątków Saragossy i imprezy tematyczne. Przewodnicy, których miałam przyjemność słuchać to ludzie z pasją i imponującą wiedzą, którzy opowiadają o historii i sztuce w sposób ciekawy, a często nawet humorystyczny. Świetnie się ich słucha po hiszpańsku, i to w tym języku głównie operują, ale z tego co wiem, jest możliwość rezerwacji wycieczek w języku angielskim.

Już teraz nie pamiętam szczegółów wycieczki śladami wydarzeń piątego marca 1838. Trwała kilka godzin i kosztowała 8 euro. Był to bardzo wietrzny dzień, jakich wiele w stolicy Aragonii. Wiem, że poznałam dawną miejscówkę kościoła świętego Jakuba. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nieobecność kościoła tego właśnie świętego w ścisłym centrum Saragossy powinna mnie zaskakiwać, zważywszy na wiodącą rolę, jaką ten święty odegrał w historii miasta. Według legendy, to właśnie jemu ukazała się Maryja na kolumnie (filarze) w rzymskim mieście Caesaraugusta. No i faktycznie, jego kościół był blisko katedry, lecz dziś tylko płaskorzeźba przypomina jego dawną bytność na ulicy Don Jaime I. Saragossa ma dziś nowy kościół świętego Jakuba, ale daleko od centrum.

W czasie wycieczki, sympatyczna przewodniczka podkreślała buntowniczą naturę mieszkańców Saragossy, którym po podbiciu muzułmanów król Alfons I Waleczny w 1118 zagwarantował znaczne przywileje, o które mieszkańcy upominali się przez wieki w różnych sytuacjach, zaskakując rządzących i wprowadzając ich w sporą konsternację. Tak też dowiedziałam się, że ludzie z Saragossy znani są ze swojego uporu, jako cabezotas, i szczególnie z kobietami z Saragossy nie warto się kłócić (ich waleczność potwierdzają zresztą liczne epizody z historii regionu).

Wycieczka skończyła się w La Rambla, dzielnicy, której nigdy nie poznałam za dobrze, a która ma swój urok. Można w niej znaleźć ciekawe murale i całkiem zabytkową, choć często zaniedbaną architekturę. Odnoszę wrażenie, że sporo imigrantów w niej zamieszkuje, ale nie znam statystyk, które mogłyby to potwierdzić.

Całkiem bym zapomniała o święcie całkiem swojskim, bowiem 8 marca był Dzień Kobiet. Była to również niedziela, i dlatego trudno mi odróżnić świąteczności tego dnia, od świąteczności zwykłej niedzieli. Wiem, że miał miejsce spory marsz kobiet, w którym nie mogłam wziąć udziału, oraz rekonstrukcja oblężenia Saragossy (los sitios), które jednak nie miały wiele wspólnego z celebrowaniem płci pięknej. Co ciekawe, rokrocznie nawet Polacy biorą udział w takich rekonstrukcjach, ostatecznie i oni walczyli po stronie Napoleona przeciw broniących swojej niepodległości Hiszpanom.

19 marca zaś był dzień taty, który jest dniem świętego Józefa, słynnego ojca i patrona stolarzy. W ten dzień również można jeść śmietanową słodycz, ale tym razem w kształcie laski. Nie jest to dzień wolny od pracy, za to jest to dość popularne święto, bo są to również imieniny Józefów i Józefin, czyli Pepów i Pep, których jest w Hiszpanii dość sporo, a na pewno więcej niż w Polsce.